poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 2: Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, i nie zawsze każdy będzie szczęśliwy.

 To był długi dzień, i równie długa noc. Po przeczytaniu pamiętnika, brązowooka zasnęła z uśmiechem na twarzy. Liczyła, że jego treści choć trochę jej pomogą. Postanowiła że wstanie godzinę wcześnie, i wszystko jeszcze raz dokładnie przeczyta. Tak więc, gdy o godzinie 7 zadzwonił alarm, wygrywając piosenkę Miley Cyrus, dziewczyna podniosła się z łóżka, przeciągnęła się i przetarła rękoma zaspane oczy. Podniosła się, poszła do łazienki i obmyła twarz zimną wodą. Gdy była już w miarę przytomna, przygotowała ręczniki, a następnie weszła pod prysznic. Po 15 minutach wyszła, owinęła się białym ręcznikiem, i podeszła do szafki w swoim pokoju, po czym wyciągnęła z niej ubrania, i udała się z powrotem do łazienki. Założyła na siebie niebieską bieliznę i niebieską sukienkę bez rękawów, w białe grochy.  Wróciła do pokoju i otworzyła pamiętnik.
 
28/09
13:00

     Nie wierzę, że za kilka dni wyjeżdżam. Właśnie idę powiedzieć o tym Ashley i Veronice.
 
15:25
     Wróciłam. Przyjęły to całkiem dobrze. Powiedziały, że będą utrzymywać ze mną ciągły kontakt. Zapewniłam je, że wrócę, ale.... Sama w to nie wierzę. Nie mam stu procentowej pewności. Będę za nimi tęsknić, ale czasu nie da się cofnąć, prawda?
   
 "A jednak", pomyślała, i aż zrobiło jej się niedobrze. Przewróciła na następną stronę, na której znajdowała się flaga Francji,a obok namalowana była wieża Eiffla.

20:00
     Nadchodzę Francjo! Hahaha =) Ale się cieszę! Było wiele za i przeciw, ale dokładnie się nad tym zastanowiłam, i zdałam sobie sprawę, że taka szansa może się nie powtórzyć. Wiem, że gdy będę starsza, inne rzeczy będą dla mnie ważne. Poza tym, chce korzystać z życia. Bo gdy dostajesz cytrynę, robisz z niej lemoniadę *-*  
  Nastolatka mimowolnie się uśmiechnęła. Tak się wtedy cieszyła na tą trasę, a teraz szlak ją trafił. Już powoli zaczynała rozumieć tą sytuację, ale to wciąż było za mało. Musiała wiedzieć wszystko. Szkoda tylko, że nie mogła na nikogo liczyć, była z tym sama. Nikt nie wiedział co się teraz kryło w jej głowie. Bardzo chciała się komuś wyżalić, ale nie mogła. To wszystko było za trudne nawet dla niej, a co by powiedział ktoś inny? Ktoś, kogo to nie dotyczy? Ktoś, kto nigdy nie będzie się czuł tak jak ona? Nie zrozumiałby.

29/09
16:00

     Cały dzień zakupów :/ To niesłychane, jak dużo rzeczy będę potrzebować. Przecież trasa nie będzie trwała tak długo. Ale będę tęsknić, to wiem na pewno. Lecz podjęłam już decyzje, i jej nie zmienię. Duża część mnie chcę tu zostać, ale jeszcze większa jechać. Naradzałam się chyba każdego, i zrobiłam to, co mi poradzili. Wzięłam telefon i potwierdziłam trasę. Chcę korzystać z życia, i tego co mi ono daje.

     I tak by to zrobiła. I tak by się na to zdecydowała. Ale nie znosi siebie za to, że pytała się innych o zdanie. Przecież decyzja powinna należeć do niej. Miała być pewna. Nie iść za tłumem, i słuchać głosu serca.

22:00
     Po powrocie z zakupów, cały dzień przesiedziałam w domu. Pakowałam się i w ogóle. Ale rozmawiałam też z mamą. Dzięki niej zrozumiałam, że to wcale nie jest koniec. Za kilka miesięcy wrócę, i może nie będzie już tak samo, ale wciąż będą tu ci sami ludzie, tak samo ważni. Nie wyjeżdżam na zawsze. Jeszcze wrócę. I znów poczuję tą magię, którą czuje każdego ranka, gdy budzę się w tym mieście, w tym samym miejscu. Zawsze. I na zawsze.

     To dzięki przyjaciołom miała do czego wracać. Tylko dzięki nim jeszcze czuje, że nie wszystko stracone. Ale ten idealny schemat miał być wkrótce zburzony. Jedna z nich miała wyjechać. Tym razem niestety, na zawsze. Może kiedyś będzie szansa, by znów było tak samo, ale na razie ich świat pozostanie zburzony. Zostanie skradziona część niej, bez której nie będzie w stanie żyć. I będzie udawać, że wszystko w porządku, wieczorami płacząc w poduszkę, pytając siebie "Dlaczego?"

30/09
08:20

     Wstałam bardzo wcześnie, bo jakąś godzinę temu. Zrobiłam wszystko to, co zazwyczaj. Umyłam się, przebrałam, i zjadłam śniadanie. Dziś znów mam się spotkać z Verą i Ashley. A tak właściwie to one mają wpaść do mnie. Chcę by znów było jak za dawnych czasów. Nie chcę przejmować się tym, co będzie jutro. Chcę zwyczajnie spędzić czas ze swoimi przyjaciółkami. Czy to takie dziwne?

     Uwielbiała z nimi przebywać. Zwykle rozmawiała ze sobą o zwykłych głupotach, zwyczajnie o niczym. Ale to wystarczyło, by mogła wrócić do domu z uśmiechem na twarzy. Odkąd tylko je poznała wiedziała, że to będzie przyjaźń na całe życie.

17:45
      Cały dzień z najlepszymi dziewczynami na świecie. Czego chcieć więcej? Będzie mi tego brakowało. Pamiętam jak kiedyś wymknęłyśmy się w nocy na koncert. Nie spodziewałam się wtedy, że o 2 w nocy zastanę mamę, siedzącą na łóżku w moim pokoju, czekającą na mnie. Przez następny miesiąc wracałam do domu zaraz po szkole. Telefon też mi zabrała. Tyle wspaniałych rzeczy...teraz odchodzą. Ale zawsze będę o nich pamiętała. Tak naprawdę nigdy ode mnie nie odejdą. Zawszę będę je mieć przy sobie.

     Nawet gdyby pragnęła tego najbardziej na świecie, nie potrafiłaby o nich zapomnieć. Zwyczajnie by nie mogła. Bo one już zawsze będą w jej sercu. I dopóki ona żyje, wspomnienia będą żyć razem z nią.

     Po jej policzku spłynęła jedna, samotna łza. Szybko zamknęła notes i wstała. Tego się najbardziej bała. Że emocje wezmą nad nią górę i, że nie będzie w stanie nad nimi zapanować.
     Weszła do kuchni i zaparzyła wodę na herbatę. Spojrzała na zegarek.  Godzina 7:40. Stwierdziła, że ma jeszcze sporo czasu, więc nie musi się spieszyć.
     Wypiła herbatę, zjadła śniadanie, uczesała się, ale nie miała ochoty znów zaglądać do pamiętnika. Za dużo wspomnień.
     Zostało jej jeszcze ponad pół godziny, a ona nie miała nic do roboty. Postanowiła pooglądać telewizję. Po czterdziestu minutach, ktoś zadzwonił do drzwi. Nastolatka wstała i otworzyła je. Za nimi stała Ashley.
     -Umawiałyśmy się? - zdziwiła się ognistowłosa.
-Nie - odpowiedziała Ashley - Ale zawsze tak robiłyśmy, więc pomyślałam sobie, że wpadnę po ciebie.
     Jones nic już nie powiedziała, tylko wzięła torebkę z pokoju, swój telefon z kuchni, wyłączyła telewizor i wyszła, zamykając drzwi na klucz.
     -A gdzie Veronica? - spytała.
-Powiedziała, że dzisiaj wyszła wcześniej do szkoły, bo musi porozmawiać z dyrektorem przed lekcjami - wyjaśniła ciemnooka - Pewnie chodzi o jej wyjazd.
-Tak - westchnęła czerwonowłosa - To niesprawiedliwe.
-Wiem, ale takie jest życie. Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, i nie zawsze każdy będzie szczęśliwy.
     Stefani przytaknęła. Przez resztę drogi nie odezwała się ani słowem. Dziewczyny nie chciały poruszać tego tematu, był dla nich za trudny.
     Gdy nastolatki dotarły na szkoły, weszły do klasy, w której miały mieć pierwsze zajęcia i zajęły swoje miejsca. Po chwili do sali weszła nauczycielka i zaczęła się lekcja. Minuty mijały, a brązowooka wciąż nie mogła pozbyć się z głowy myśli, że to wszystko to zwykły żart. Tylko po co? Przecież to niedorzeczne, bo przecież to nie jest jakiś film, gdzie ludzie podróżują w czasie. To nie było normalne. I przerażało dziewczynę. Czuła się dziwnie, nie mając pojęcia, co się dzieje wokół niej. A nic nie wróżyło zmiany sytuacji, w której się znajdowała.
_____________________________
Elo!
Teraz powinnam się tłumaczyć, dlaczego nie dodałam rozdziału tydzień temu, ale wiecie co? Nie zrobię tego.
Ogólnie to rozdziały będą dodawane co dwa tygodnie (około), ale ponieważ nie dodałam go tydzień temu, w ten weekend pojawi się numer 3, a później to już według schematu. Po prawej stronie dodam daty dodawania nowych rozdziałów (na razie tylko 3 & 4).
Do następnego!
Buziaczki :* :* :*


poniedziałek, 10 listopada 2014

Wybaczycie?

Dobry wieczór, moje misiaczki ;) Pewnie się zastanawiacie, po co tu jestem, po co do was się zwracam, skoro nie dodaję rozdziału. Przede wszystkim, chcę was przeprosić. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, zostawiając was na tak długi czas. Problemem był fakt, że nie miałam internetu, i nie miałam jak dodawać rozdziałów, ale odkąd znów go mamy minęły dobre dwa tygodniu, a blog wciąż świeci pustką. Nie wiem, czy po tak długim czasie, mojej nieobecności, ktoś w ogóle pamięta, że kiedyś sobie istniała jakaś Sasi :/ Nie musisz zostawiać komentarza, ale proszę, zostań ze mną na dłużej. Chciałam tylko poinformować was, że rozdział pojawi się w ten weekend. Nie obiecuję, że będzie tak długi jak poprzedni, ale obiecuję, że na pewno się pojawi. Już napisałam pewną część, ale nie wiem, czy to wystarczająco. Dokończę, napiszę jak najwięcej się da, nie zostawię was samych, nie poddam się, nie kolejny raz. Chciałam zacząć nowy blog, ale tego nie zrobię. Dokończę ten, a później... Zobaczę co będzie. Nie chcę zaczynać kolejnej rzeczy, której pewnie i tak nie skończę, bo mam już tego dość.
Jeszcze raz, przepraszam, przepraszam, przepraszam miliardy razy. Mam nadzieję, że ze mną będziecie, do końca.
Buziaczki :***

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 1:Nic nas nigdy nie rozdzieli

     Czy marzenia się spełniają? Oczywiście, ale nie można siedzieć z założonymi rękami. Trzeba działać.
Czy życzenia się spełniają? To już zupełnie inna kwestia. Świeczki na torcie, ciasteczka z wróżbą, czy też sami wróżbici... To jest kwestia wiary. Jeśli wierzysz w takie rzeczy, czyli w pewnego rodzaju magie, to nikt nie powinien ci tego zabraniać, a jeśli sądzisz, że takie rzeczy to głupoty... Cóż, to twoje zdanie. Czasem taka wiara to również kwestia szczęścia. Możesz przeczytać ciasteczko w wróżbą, która się sprawdzi jeden raz, a później drugi i trzeci, i dalej już wierzysz, że zawsze tak będzie. Ale magia nie istnieje, prawda? Jedni mówią - prawda, drudzy mówią - fałsz. Magia życzeń, ciasteczek, numerków, to coś w co wierzymy, bo chcemy wierzyć, kiedy mocno pragniemy, by to coś się stało. Kiedy w horoskopie czytasz - spotkasz miłość swego życia - nie wierzysz, ale w głębi, bardzo chcesz by to się stało. Drugi rodzaj magii, to coś w rodzaju wszelkich czarów, wampirów, syren i nadprzyrodzonych mocy. Chyba się rozumiemy, prawda? Każdy ma własne poglądy na ten temat.
     A teraz wrócimy do iście magicznego dnia, i zdarzenia.

Nigdy nie zwracaj uwagi na to, co mówią inni, czy się z tobą zgadzają, czy nie. Kiedy okaże się, że miałaś rację, wetrzesz im prawdę w twarz, a sama będziesz smakowała zwycięstwa.

1 września, 2011 rok, 7:25
     Usiadła na łóżku, zakryła usta dłonią, w drugiej wciąż trzymając telefon. Doskonale pamiętała "wczorajszy"dzień. Pierwszym co przyszło jej do głowy, była myśl - czyżby życzenie się spełniło?, szybko jednak odzyskała zdrowy rozsądek. Przecież to niemożliwe, myślała. Później zaczęła wyjaśniać sobie całe to zdarzenie w głowie. Może zwyczajnie data w telefonie się zmieniła. Z takim starociem, wszystko jest możliwe. Przy okazji, chyba potrzebuje nowego telefonu. Jeśli to prawda, przyda się sprawniejszy.
     -Stefy - zaczęła jej matka, wchodząc do pokoju - Stefy! Ty dalej w piżamie? Za godzinę musisz być w szkole, więc radziłabym ci się pośpieszyć.
-W szkole? - nie dowierzała nastolatka - Ale ja już od miesiąca nie chodzę do szkoły.
Pani Jones zaśmiała się.
-Oj, dziecko, masz bujną wyobraźnię. A teraz się zbieraj. Zrobię ci płatki na śniadanie, może zdążysz - i wyszła z pokoju.
-Co? - wyszeptała ciemnooka. Postanowiła zadzwonić do Ashley, ona powie jej co jest grane.
     -Stefy?
-Ashley, słuchaj. Co dziś za dzień?
-Czwartek, pierwszy września.
-Dobrze, a który rok?
-Yyy, 2011. Stefy, co się z tobą dzieje? Lepiej się zbieraj, mam nadzieje, że jesteś chociaż ubrana.
-Ale gdzie my idziemy?!
-Ojejciu. Gdybym cie nie znała, pomyślałabym, że coś piłaś. Mam ci opowiedzieć?
-Tak, proszę.
-Dziś mamy rozpoczęcie roku szkolnego. To ostatni rok, więc szczególnie ważny. O 8:30 się zaczyna, i chciałabym ci przypomnieć, że 10 po wychodzę po ciebie, więc lepiej bądź gotowa. Już wszystko? Mogę dokończyć moje śniadanie?
-Tak, tak, jasne. Dzięki i pa. Buziaki.
-No pa.
-Okej, chyba nie rozumiem. Ale później się dowiem, muszę się przygotować - powiedział do siebie i spojrzała na zegar na ścianie - No świetnie, za pół godziny przychodzi Ashley.
     Wstała z łóżka, podeszła do szafy, na której o dziwo znajdował się wieszak wraz z kurtką i zapakowaną na wyjście torebką. Gdyby cokolwiek pamiętała z poprzednich dni tego roku, może by już wiedziała co ubrać. Otworzyła białą szafę i znalazła powieszone na wieszakach sukienki, oraz bluzki. Sukienek nie było za dużo, bo zaledwie siedem, ale bluzki wypełniały całą przestrzeń. Zaczęła szukać czegoś ciemnego, bądź jasnego. Kolorowe nie wchodziło w grę. Wreszcie wybrała odpowiednią sukienkę, i pasujące do niej buty. Na szczęście kurtka była idealna do tego zestawu. Następnie usiadła przy lusterku i zaczęła się malować. Rzęsy pomalowała czarnym tuszem, a usta mocno czerwonym błyszczykiem. Nałożyła jasno różowy cień do powiek,  i pomalowała paznokcie lakierem tego samego koloru. Na palec szybko założyła pierścionek, i udała się do kuchni, by zjeść przygotowane już czekoladowe płatki. Z każdą łyżką spoglądała na zegar, i uważała, aby nie dotknąć paznokciami miski. Gdy Stefania była już pojedzona, a paznokcie wyschły, wybiła równa 8. Stefy wzięła ubrania i pobiegła do łazienki. Przebrała bieliznę i założyła na siebie biała sukienkę, kremowo-czarne szpilki bez palców, czarny naszyjnik - różę, i tego samego koloru kolczyki. Wyszła z łazienki i spojrzała na zegarek w przedpokoju. Zostało jej parę minut, ponieważ wybiło 5 po ósmej. Czerwonowłosa spojrzała w lustro - zapomniała o fryzurze. Szybko zabrała z pokoju prostownice do włosów, i podłączyła do kontaktu. Weszła do salonu, gdzie znajdowała się jej mama.
    -Gdzie reszta?
-Twój tata wyszedł do pracy godzinę temu, Iza poszła pomóc Holly w przeprowadzce, a Jake i Coby dalej śpią.
-Łał, że też mnie to nie dziwi - usiadła na rogu kanapy. Sięgnęła po telefon matki, znajdujący się na stole. Szybko podniosła się z siedzenia i pobiegła do przedpokoju. Zaczęła prostować włosy. Po około 3 minutach odłączyła prostownice, i zaczęła zakładać kurtkę, a raczej marynarkę, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła drzwi, i zobaczyła Ashley. Była ona ubrana w czarno-czerwoną sukienkę w kratkę, czarne buty i tego samego koloru marynarkę oraz torebkę. W uszach miała srebrne kolczyki a włosy upięte w wysoki kucyk. Paznokcie pomalowała na mocny czerwony.
     -Cześć - powiedziała szatynka i uścisnęła Stefy.
-Hej, wchodź - dziewczyna weszła do środka - Uważaj na prostownice, jest gorąca - ostrzegła i popędziła do pokoju po torebkę i telefon.
-Masz wszystko? - zapytała przyjaciółka.
-Zobaczmy, lusterko, jest, chusteczki, gumy, telefon, Tak, jest wszystko.
-Więc chodźmy.
-Mamo, wychodzę! - krzyknęła jeszcze brązowooka i razem z przyjaciółką ruszyła w kierunku szkoły.
-Powiedz Stefy, co się dzieje? Jakoś dziwnie się zachowywałaś przez telefon.
Dziewczyna przez chwilę się wahała. Chciała jej powiedzieć, bo nigdy nie miała większych sekretów przed przyjaciółką, jednak najpierw sama chciała się czegoś dowiedzieć. Zresztą, Ashley chyba uznała by ją za wariatkę.
-Nie, nic, po prostu przyśniło mi się coś dziwnego. Wiesz, czasem tak mam, że śni mi się coś, a po przebudzeniu, dalej jestem myślami w tym śnie.
-Aha, A powiedz, co ci się przyśniło?
-Że jestem w przyszłości.
-Aha, no nic, ja też tak miewam. Kiedyś śniło mi się, że mieszkam na Hawajach, i trochę mnie później poniosło.
Przyjaciółki się zaśmiały. W tym momencie podbiegła do nich lekko zdyszana Veronica. Miała na sobie jasno różową sukienkę, czarne buty, i tego samego koloru skórzaną kurtkę, okrywającą blondynkę. Paznokcie miała pomalowane kolorem ciemnym różowym, i tego samego koloru torebkę. Do tego bransoletki, kolczyki i lekki makijaż.
    -Biegłaś? - spytała szatynka.
-Trochę. Chciałam was dogonić - wyjaśniła - I jak wyglądam - obróciła się wokół własnej osi.
-Super. A przy okazji, pojedziecie ze mną dziś na zakupy? - zapytała Ashley.
-Znowu? - wykrzywiła się Vera -Ash, dwa dni temu wydałaś stówe w centrum handlowym.
-Ej! Mama dostała wypłatę, dała mi tą kasę.
-Dziewczyny, już 8:17. chce zdążyć.
Nastolatki przytaknęły i ruszyły w drogę. Po 10 minutach były już na miejscu. Prawie spóźnione. Uczniowie powoli zaczęli już wchodzić do klasy.
-Dzień dobry, pani Dallas - przywitały się z nauczycielką, i weszły do klasy.
-Witam. Chciałam was poinformować, że za dwa tygodnie odbędzie się test zdolności. Przez pierwsze trzy tygodnie będziecie uczęszczać do mojej klasy. Po teście będziecie przydzieleni do odpowiednich poziomów: podstawowego, zaawansowanego i dla specjalnie uzdolnionych. Test będzie z każdego przedmiotu, z każdego będzie inna tablica z wynikami. Każdego dnia czekają was 2 testy. Pierwszy od godziny 9 do 10, a drugi od 14 do 15. Do zakończenia wszystkich testów, reszte czasu macie wolne, z wyjątek tych dwóch godzin dziennie. Teraz idziemy na akademię, która będzie trwała do 9. Następnie wrócimy do klasy, i zapisze wam wasz plan lekcyjny do czasu testów. Reszta zmieni się indywidualnie dla każdego z was. Wasi wychowawcy również zostaną zmienieni, być może nie wszyscy, ale większość. Jeśli nie macie pytań, to możemy pójść, prawda?
     Faktycznie, pytań nie było, więc cała klasa szturmem poszła na salę gimnastyczną. Na akademii dyrektorka mówiła o nowym i starym roku, i o nagrodach, otrzymanych przez uczniów. Ashley dostała nagrodę z biologii, a Stefy i Vera z wychowania fizycznego. Po akademii, wszyscy poszli do klas. Pani Dallas napisała na tablicy plan zajęć i powiedziała, że zaczynają od jutra.
Dziewczyny wróciły do domów i umówiły się w parku o 11.
     Stefy weszła do domu i niemal od razu poszła pod prysznic. Zdjęła ubrania i bieliznę, odkręciła kurek z wodą, a następnie weszła do kabiny. Taki prysznic dobrze jej zrobił, lecz po 15 minutach musiała już wyjść, aby zdążyć. Wyszła spod wody, zakręciła kurek, owinęła włosy i ciało dwoma ręcznikami i ruszyła w stronę pokoju. Wyjęła z komody niebieską bieliznę, a z szafy białą bluzkę na ramiączkach i krewetkową spódnicę. Pobiegła do łazienki i założyła na siebie ubrania. Poszła do salonu, gdzie zastała mamę, prasującą ubrania do pracy. Przed telewizorem na ziemi siedział Coby i oglądał jeden ze swoich ulubionych seriali na Comedy Central. Wzięła z półki suszarkę i poszła z nią do swojego pokoju. Wysuszyła i rozczesała włosy, następnie podłączyła do kontaktu prostownice, i wyjęła swoją białą kosmetyczkę. Przejechała po ustach błyszczykiem, a rzęsy machnęła czarnym tuszem. Założyła na nogi białe trampki, a z wieszaka ściągnęła małą torebkę, do której włożyła chusteczki, batona i gumy do żucia. Paznokcie pomalowała na fioletowo, i usiadła na kanapie w salonie. Oglądnęła końcówkę South Park, i poszła wyprostować włosy, następnie upięła je w kok. Na koniec spryskała się ulubionymi perfumami. Spojrzała na zegarek, założyła dżinsową kurtkę i wyszła z domu. Zadzwonił jej telefon.
     -Tak?
-Gdzie jesteś?
-Właśnie wyszłam z domu.
-Zmiana planów, idziemy po Veronice. Pisała mi, że chce żebyśmy poszły do niej.
-Oki, a gdzie ty jesteś?
-Przy szpitalu, poczekam na ciebie.
-Dobrze, zaraz tam będę. Do zoba.
-No, czekam.

     Włożyła telefon do kieszeni kurtki i ruszyła w stronę szpitala. Spotkała Hols, razem poszły do mieszkania blondynki. Na miejscu zapukały do drzwi i zobaczyły Harvey, z worami pod oczami, jakby płakała.
-Kochanie, co jest?
Dziewczyny od razu weszły do środka. Nastolatka zaprosiła je do swojego pokoju. Obie usiadły na fotelach, a sama Veronica na łóżku.
-Co się stało?
-Pamiętacie, że w lato składałam podanie do tej szkoły w Edynburgu? - dziewczyny pokiwały głowami - Dziś przyszło pismo. Dostałam się - lekko się uśmiechnęła.
-To świetnie. Dlaczego się nie cieszysz?
-Tu właśnie jest problem - zaczęła się bawić dłońmi - Będę musiała się tam przeprowadzić. Moja mama nie będzie mogła, ale zgodziła się, żebym zamieszkała u babci. Nie mogę sama tam jechać, więc babcia przyjedzie po mnie. Jedyny wolny termin, w którym będzie mogła przyjechać przed wakacjami, jest jeszcze w tym roku. W grudniu będę musiała wyjechać.
Dziewczyny podeszły do niej i ją przytuliły.
-Spokojnie, przecież mamy jeszcze kilka miesięcy - odrzekła Stone.
-Właśnie, a przecież w czasie ferii będziemy przyjeżdżać, codziennie dzwonić. Nic nas nigdy nie rozdzieli,
-Dzięki.
     Dziewczyny postanowiły, że spędzą resztę dnia u Very. Śmiały się, rozmawiały, cały czas jednak niepokoiła Stefy, cała ta sytuacja. Nic już nie rozumiała.

Szczęście to moment, więc nie czekaj na nie, i ciesz się życiem, jakby jutra miało nie być.


1 września, 2011 rok, 20:40
     Stefania i Ashley szły do domu. Szczęściem było, że mieszkały naprzeciwko siebie. Czerwonowłosa odprowadziła przyjaciółka do drzwi i sama poszła do siebie. Pech chciał, że po drodze spotkała Kim, jej sąsiadkę. Blondynka obrzuciła ją tylko pogardliwym spojrzeniem, i poszła w stronę najbliższego sklepu. Stefy weszła do domu i od razu gdy zobaczyła Izabelle, spytała:
     -Mamy jeszcze nie ma?
-Nie.
-A ty tu śpisz?
-Tak.
-Super - uśmiechnęła się sarkastycznie i poszła do pokoju. Otworzyła szafeczkę w biurku i zaczęła szukać swoich notatek i pamiętników. Pamięta, że jeszcze pisała takie, gdy miała wyjechać w trasę. Znalazła wreszcie zeszyt zatytułowany 2012. Zaczęła go czytać, i wreszcie natrafiła na strony, które pomogły jej ogarnąć całą tą sytuacje. Szczęśliwa przebrała się w piżamę, i zasnęła.




Jest, jest, jest... Miało nie być długo, i miałam napisać jeszcze dwa na zapas, ale od środy nie będę miała internetu, więc, nie będę miała jak dodać. Ale w tym czasie napisze kilka, zależy czy na internet będę czekała 2 tygodnie, miesiąc, czy trzy. Teraz szkoła, zadania, nie chcę mi się. Kończę, i liczę na komentarze :)
Buziaczki :***












niedziela, 19 stycznia 2014

Prolog:Nic nie będzie takie same

     Stefy Jones - nastolatka, która dziś kończy osiemnaście lat. Jest tym faktem bardzo podekscytowana, szczególnie, że dnia kolejnego, dokładnie 3 października rozpoczyna się jej 4 miesięczna trasa koncertowa, kończąca się 5 stycznia. Odpowiedź na pytanie czy się cieszy jest raczej oczywista. W 50 %. Stefy będzie musiała opuścić rodzinę i przyjaciół na tak długi czas. To nie to samo co zwykła trasa po kraju, te trwają nie więcej jak miesiąc, a i tak bliscy zwykle mogą jechać razem z nią. A to aż cztery miesiące. Dla panny Jones nie do wyobrażenia jest spędzić Święta bez bliskich jej osób, samej. Jej menadżerka - Jackie, jest dla niej jak druga ciocia, albo i matka, ale jednak nie zastąpi jej rodziny. Przynajmniej towarzystwo Jackie jest jakimś plusem w tym wyjeździe. Jednym z nielicznych. I muzyka. Kolejny plus. Jak dużo ich jest? O tym wie chyba tylko jedna osoba. I to ona ma największe wahania.

*****************
     Brązowooka podniosła się leniwie z łóżka i opornym ruchem ręki wyłączyła, nastawiony na godzinę ósmą budzik. Ubrała kapcie w panterkę i podeszła do szafy, z której wyjęła białą bluzkę bez rękawów, krótkie dżinsowe spodenki, sandałki,
kilka dodatków i poszła z tym do łazienki. Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic, przekręciła gałkę, a z prysznica wyleciała zimna woda, stając się coraz cieplejszą. Gdy oswoiła się już z temperaturą wody, sięgnęła po kokosowy żel pod prysznic i zaczęła się nim myć. Cały czas myślała o dniu dzisiejszym. Chciała by trwał w nieskończoność, nigdy się nie kończył, a po nim nie nastała ta trasa. Nie może z niej zrezygnować. Żadna zewnętrzna siła jej nie każe, ale ona sama ustawiła sobie cel i taką właśnie barierę, które nie chce i w jej domniemaniu, nie może przekroczyć. Zawieść miliony ludzi jej kaprysami? To nie w stylu Stefy. Nikt by tak nie postąpił, w każdym razie nie żaden porządny człowiek. Bo ona nie jest jakąś tam wielką gwiazdą. Nie traktuje siebie tak, i nie chce, aby inni to robili. Jest zwykłą nastolatką. Żadna trasa nie ma znaczenia, kiedy na jej drodze stają fani, rodzina i przyjaciele. To jest jej cały świat. Prawdą jest, że gdyby nie sława, fanów by nie było, ale teraz są i to jest powód do radości.
     Gdy woda przestała się lać, dziewczyna wyszła z pod prysznica i zaczęła się wycierać białym ręcznikiem, o zapachu jaśminu. Dziewczyna uwielbiała jaśminem, ponieważ kojarzył jej się z dzieciństwem, kiedy jej rodzice mieli luźną pracę.
     Włosy związała w kucyk, ubrała się we wcześniej przygotowane ubrania i wyszła z łazienki. Powoli zeszła po schodach do kuchni, gdzie na blacie leżała karteczka. Dziewczyna wzięła ją i odczytała szeptem "Cześć Stefy. Przepraszam, ale nie dam rady rano wpaść. Mam za to niespodziankę. Jeśli chcesz wiedzieć jaką, przyjdź pod starą chatę o 15. Vera" Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym zgniotła kartkę i wyrzuciła ją do kosza. Veronica Harvey to jej przyjaciółka, podobnie jak Ashley, ale ona nie mogła przyjść. Powody nie są do końca znane czerwonowłosej, ale nie chciała się czepiać i dopytywać, a Veronica obiecała, że przyjdzie do niej o dziesiątej. Może to trochę za wcześnie, dlatego nie przyjdzie?
     Dziewczyna spojrzała na zegarek, który wisiał nas lodówką i wskazywał godzinę 8.45. Podeszła do lodówki i wyjęła z niej mleko, po czym nalała je do miski i dosypała płatki czekoladowe. Zaczęła jeść, jednocześnie czytając jakieś bzdury w internecie. Oczywiście nie obyło się bez plotek na jej temat. Jedni twierdzili, że jest w ciąży, drudzy, że ukrywa chłopaka, ale to wszystko, to były zwykłe kłamstwa. Czyli jak to plotki. Stefy nie ma chłopaka, i na razie nie planuje mieć, a tym bardziej mieć dziecko. Ognistowłosa wstała z kanapy i odniosła miskę do zlewu. Następnie wyjęła z górnej szafki sok i włożyła go do torby. Na stoliczku znalazła słuchawki, więc założyła je na uszy i podłączyła do telefonu. Wyszła z domu, zamykając drzwi i za kluczowując je, po czym skierowała się w stronę parku. Chciała się przejść i pozwiedzać okolicę, w końcu już jutro wyjeżdża...
-Old, but I'm not that old Young, but I'm not that bold And I don't think the world is sold I'm just doing what we're told (Counting Stars) - nuciła piosenkę, której właśnie słuchała, gdy nagle na kogoś wpadła. Szybko zdjęła słuchawki.
-Przepraszam! - krzyknęła, i podniosła głowę. Gdy zobaczyła z kim się zderzyła, uśmiechnęła się lekko - Nie zauważyłam Cię - powiedziała wpatrując się w osobę.
-Nic nie szkodzi, Stefanii - powiedział, jak się okazało, jej dawny znajomy.
-Proszę, mów mi Stefy - poprosiła, i włożyła telefon, wraz ze słuchawkami do torby.
-Jasne - zapewnił, i podał dziewczynie rękę - Chodź, zabiorę Cię gdzieś.
     Dziewczyna nie protestowała, tylko chwyciła rękę chłopaka, i podążyła za nim. Tak  dawno go nie widziała, tak strasznie za nim tęskniła. Podczas gdy spotykała się z pozostałymi znajomymi, z nim nie zamieniła ani słówka. Nie było go. Wyjechał. Strasznie ją to zabolało, ale nie mogła tego pokazać, nie mogła go szukać, bo nie miała na to czasu. A bardzo chciała z nim porozmawiać.
     Po chwili znaleźli się na plaży. Tak, Stefy mieszkała bardzo blisko plaży.
Usiedli na piasku, blisko morza i wpatrywali się w tafle wody. Nie wiedzieli co powiedzieć. Oboje nie mogli zdzierżyć tej ciszy, ale nie potrafili znaleźć odpowiednich słów, jakimi zaczęliby rozmowę.
-Tęskniłam - odezwała się nagle dziewczyna. Chłopak odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał w jej oczy.
-Ja też - odpowiedział i spuścił wzrok na piasek.
-Dlaczego wyjechałeś? - zapytała - Nie odezwałeś się ani razu, nie dałeś znaku życia. Zniknąłeś bez pożegnania - wymieniała, ale chłopak przerwał jej.
-Nie mogłem znieść twojej wyprowadzki. Odizolowanie się od świata nie było dobrym pomysłem, ale chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji. A tu wszystko mi Ciebie przypominało - wyjaśnił.
-Więc czemu wróciłeś? - nie rozumiała zachowania przyjaciela. Chciał zapomnieć, a wrócił.
-Słyszałem, że wyjeżdżasz. Chciałem się pożegnać - powiedział - Przepraszam - znów spojrzał jej w oczy.
Dziewczyna wstała i zaczęła podążać brzegiem plaży. Chłopak uczynił to samo.
-Mogłeś zadzwonić - stwierdziła, wiedząc, że chłopak idzie obok niej.
-Nie mogłem - Stefy zatrzymała się i obróciła do towarzysza.
-Mogłeś. Może nie chciałeś i robiłeś to dla Siebie, ale przez Ciebie cierpiałam, nie mogąc Cię usłyszeć. Ze świadomością, że to moja wina - samotna łza spłynęła po jej policzku. Szatyn szybko ją otarł, ale dziewczyna złapała jego rękę.
-Przecież to nie twoja wina, i dobrze o tym wiesz - odezwał się.
-Jasne - odrzekła i poszła dalej. To samo uczynił chłopak. I szli razem w milczeniu, aż do domu dziewczyny.
-Cześć - powiedziała i chciała już zamknąć drzwi, ale on zatrzymał je ręką.
-Wciąż winisz Siebie? - zadał pytanie, z raczej oczywistą odpowiedzią, przynajmniej dla dziewczyny, który jeszcze niedawno się za to obwiniała. Za to, że on wyjechał. Lecz teraz nic nie powiedziała, przecież chłopak dobrze wiedział, jaka jest odpowiedź. Stefy cicho załkała - Nie płacz - powiedział, tuląc ją do Siebie. Osiemnastolatka wtuliła się w jego tors, ale z jej oczu przestały się lać łzy. Odsunęła się od chłopaka i zrobiła mu przejście w drzwiach.
-Wejdź - zaprosiła go gestem ręki do domu. Chciał odmówić, ale dobrze wiedział, że dziewczyna nie znosi sprzeciwu, więc wszedł i usiadł na kanapie, na którą zaprosiła go dziewczyna. Na stoliku zauważył gazetę, więc wziął ją do ręki i zaczął czytać.
-Jesteś w ciąży? - spytał rozbawiony tym, co napisali w gazecie.
-Co?! - krzyknęła, wychodząc z kuchni, ale gdy zauważyła gazetę, od razu się uspokoiła - Nie czytaj tych głupstw - powiedziała, zabierając niebieskookiemu pismo z ręki i odłożyła je na stoliczek - To kłamstwa.
Usiadła obok niego na kanapie, i włączyła telewizor.
-Już jutro wielka trasa koncertowa Stefy Jones! 100 koncertów, 17 krajów, i jedna, niezwykle utalentowana nastolatka. Odwiedzi między innymi Wielką Brytanię, Włochy, Hiszpanię, kraje skandynawskie, oraz... - Stefania wyłączyła telewizor.
-Czemu wyłączyłaś?
-Nie mam ochoty o tym słuchać. Jeszcze bardziej się stresuję - wyjaśniła i poszła do kuchni, gdzie wzięła jabłko i ugryzła kawałek.
-Ty się stresujesz? - zadrwił - Szczerze, ile już dałaś koncertów?
-Ale to nie to samo. To jest moja pierwsza trasa koncertowa - powiedziała podekscytowana, rzucając swojemu przyjacielowi butelkę z wodą.
-Rozumiem - powiedział, gładząc ją delikatnie po plecach - Będę tęsknić.
-Ja też - oparła głowę na jego ramieniu - To taki długi czas...- westchnęła.
-Patrz na plusy - powiedział.
-A jakieś są? - spytała z lekkim rozbawieniem i pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać, że plusów nie ma.
-Kochasz muzykę, tak? A tam będziesz z nią prawie pół roku. Bez bliskich, fakt, ale po co są telefony. Wiem, że to nie to samo. Ale chyba lepsze niż nic - powiedział, na co na ustach dziewczyny zagościł szczery uśmiech.
Chłopak dobrze wiedział, jak bardzo Stefy kochała muzykę. Nie trudno było się tego domyślić. Na dyskotekach była zawsze obecna, czasem nawet sama śpiewała coś, jak na karaoke, na które zresztą też zdarzało jej się chodzić. Gdy usypiała swoją młodszą kuzynkę, która czasem u niej przebywała, nuciła jej, nie tylko kołysanki.
     Nastolatka złapała chłopaka za rękę i weszła z nim do dużej garderoby.
-Teraz pomożesz mi wybrać strój na wieczór - zaczęła, ale wiedziała, że chłopak nie wie o co chodzi, więc zaczęła mu tłumaczyć - Wieczorem, o szóstej przychodzi do mnie kilka osób, czyli przyjaciele, będzie rodzina, kilka współpracowników, i organizatorzy trasy. Mamy obgadać kilka szczegółów, i przy okazji świętować moje urodziny, a do tego potrzebny mi jest odpowiedni strój. Więc... Co proponujesz? - spytała.
-Nie wiem, może sukienkę? - zaproponował - Nie wiem, nie znam się na tym - Stefy westchnęła i przewróciła oczami.
-Dobra, mamy do wyboru sukienkę, tak jak mówisz, mogę założyć bluzkę i spódniczkę, długie spodnie, ale elegancką bluzkę, krótkie spodenki i... - nie dokończyła ponieważ chłopak przerwał jej.
-I bluzkę, tak wiem. Według mnie opcje są takie same, ale skoro chcesz mieć jakiś tam odpowiedni strój, to powiedzmy, że Ci doradzę, ale tak na prawdę nic nie zrobię, bo się na tym nie znam, a i tak nie dałabyś mi dojść do słowa, więc mój monolog jest bezcelowy, bo ty i tak nic nie zrozumiesz, więc ja już się zamykam - skończył i usiadł na fotelu.
-Pff... Nieprawda - zaprzeczyła - No może, ale tylko troszeczkę - powiedziała i rzuciła w bruneta czerwoną sukienką.
-O, ta jest ładna - powiedział uśmiechnięty.
-Wcale nie.
-Mówiłem - pokazał dziewczynie język i podszedł do szafy - Posłuchaj - powiedział
stojąc blisko, i mówiąc do jej ucha, tak, że Stefy, aż podskoczyła - Sorki. Posłuchaj, jeśli masz wybrać odpowiedni strój, to radzę coś wygodnego.
 -Niby tak - zaczęła grzebać w szafie i po 15 minutach dobrała idealny strój - Już - pokazała chłopakowi zestaw ubrań.
-I strój gotowy - uśmiechnął się, co dziewczyna odwzajemniła. Spojrzeli na zegar wiszący koło lustra, który wskazywał 10,18.
-Dobra, na 15 jestem umówiona z Verą, i ty ze mną pójdziesz. Później muszę wrócić, przebrać się i umalować. Zajmie mi to z godzinkę, więc w domu muszę być najpóźniej o piątej. Nawet nie warto było protestować, gościu nie miał szans. Stefy lubiła być władcza, ale właśnie to w niej lubił najbardziej. Nie była jak inne dziewczyny: słaba, siedząca cicho. Ona była inna. I to właśnie czyniło ją niepowtarzalną. Bo była sobą. A ja, to najlepsza postać w jaką możemy się wcielić.


******************
14,30 - Dom Stefani

     Jeszcze tylko ostatnie poprawki, i można wychodzić, pomyślała Stefy i ostatni raz poprawiła swoje włosy. Dziś będzie miała ubrane trzy różne stroje. Jeden rano, teraz drugi, a trzeci na przyjęcie. Nawet podczas koncertów tyle się nie przebierała. Żeby być pięknym, trzeba pocierpieć, mawiała jej starsza siostra. Kiedyś nie miały dobrych relacji, nie przedstawiały obrazu szczęśliwego rodzeństwa. Można powiedzieć, że poniekąd jej zazdrościła. Była starsza, mogła więcej, od rodziców zawsze dostawała więcej miłości. A ona? Czuła się niepotrzebna. Tylko przyjaciele ją wspierali, jednak ona nigdy nikomu nie powiedziała co tak naprawdę myśli. Rodzice nie wiedzieli, do dziś nie wiedzą, a siostra... Wyjechała, i dopiero teraz dziewczyna żałuje, że wtedy zżerała ją taka zazdrość, że przegapiła ten moment, w którym już na zawsze straciła bliską jej osobę.

Pustka, żal, strach. Uśmiechasz się sztucznie czekając na najgorsze.

15,00
     Nareszcie. Po tylu miesiącach możesz usiąść na jeden moment, i nie przejmować się tym, co ma się stać. Liczy się tu i teraz.
-Niespodzianka! - rozległ się krzyk i koło pewnej dziewczyny zebrało się kilka osób.
-Najlepszego - powiedziała szatynka i przytuliła przyjaciółkę.
-Ale ja nie mam urodzin - zaśmiała się.
-Nieszkodzi.
     Tak wiele dla niej znaczą, ale nie może nic zrobić by zatrzymać ich przy sobie. Może nawet żałuje, że jest tym, kim jest. Że nie jest jak zwykła dziewczyna. Głupia sława, pomyślała. Znaczy mniej, niż rodzina i przyjaciele. Szkoda, że świat nie może tego dostrzec. Oczekuje tylko więcej, i więcej. Zapominając o tym, co najważniejsze.
     Przez chwilę jej świat stał się szary, i ponury, jakby wszystkie kolory zmyły się z idealnego obrazka. Ale on nigdy nie był idealny. Tylko na pozór, jak okładka książki. Może być kolorowa, lecz  historia w środku - zupełnie inna. Mogłaby spróbować zrzucić się z mostu. I wiecie co by było? Przyjaciele by się martwili. A fani? Oburzyliby się, że daje dzieciom zły przykład. Gdyby dwa lata temu to zrobiła, nikt by nie wiedział, nikt by się nie przejął. Rodzina i przyjaciele - jedyne osoby dla których coś wtedy znaczyła. Czasem chciałaby się cofnąć w czasie, i nie być teraz tutaj. Chodzić teraz do szkoły. Żyć normalnie.

Zamykasz się w sobie, liczysz, że ktoś ci pomoże, ale się mylisz. Smutek jest jak choroba. Nikt nie chce ci pomóc, bo myśli, że może się zarazić.

     Szli w ciszy przez brzeg morza. Spotkanie już dawno się skończyło, oni zostali sami. Stone i Ryan byli kiedyś... przyjaciółmi? Może nie do końca. Ale czasem mogli porozmawiać. Tylko czasem. Kiedy on miał takiego przyjaciela jakim był David Collins, żadna dziewczyna nie mogła być zwykłą znajomą. To od razu była jego dziewczyna, bo przecież przyjaźń damsko-męska nie istnieje, prawda? Może i prawda... Ona nigdy się nie przekona. Jej już nie będzie...
     Usiedli na piasku. Teraz przyszedł czas na rozmowę, poważną rozmowę. Ich pierwszą i ostatnią.
-Czy kiedy wrócę... - urwała na moment - Czy my będziemy tacy sami?
-Nic nie będzie takie same...

Przecież nic nie jest idealne. Przecież nie zawsze jesteś szczęśliwa. Ale przybierz taką maskę, może w końcu się odczepią.

     Znów, kolejna zmiana stroju. Wszyscy już na dole, a Stefania jeszcze nie gotowa. Powoli, nie zwracając najmniejszej uwagi na gości ubrała na siebie wybrany wcześniej strój i zeszła na dół. Ostatnia godzina, godzina wolności. Byli wszyscy, oprócz tych na których naprawdę jej zależało.
-No nareszcie - powiedział jej ojciec, gdy weszła do salonu - Jeszcze kilka minut, a by poszli - pokazał ręką na ludzi, którzy mieli wypromować jej trasę, na co dziewczyna przewróciła oczami. Jak bardzo nie lubiła tej presji, tego, że musi być idealna, na czyjeś potrzeby. Bez słowa usiadła na kanapie i zaczęła przysłuchiwać się promotorom.
     Od kilku minut przestała już słuchać i zaczęła przeglądać gazetkę. Jak tu nudno!, krzyknęła w myślach. Po niecałej godzinie spotkanie skończyło się, a brązowooka odetchnęła z ulgą. Myślała, że najgorsze już za nią, jednak bardzo się wtedy myliła.

Nie wstydź się płakać. Wstydzić powinnaś się tylko wtedy, gdy ten płacz powstrzymujesz. Nie udawaj, że jesteś twarda. I tak ci nie uwierzę.

     Biegła i płakała. Chciała wszystko zmienić, chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. I ta wina. Faktycznie, twierdził, że to jej wina, że to ona wszystko zepsuła. Przekonał ją do tego, i teraz i ona w to uwierzyła. 2 październik 2012 rok. To miał być magiczny dzień, a wyszła wielka klapa. Cofnąć się o kilka lat, i zmienić całe życie, przemknęło jej przez głowę. Gdyby mogła, na pewno by teraz nie płakała. Teraz by nie biegła. A biegła, by znaleźć szczęście i zgubić pech.
     Dwie godziny później wreszcie wróciła do domu. Nikogo nie było, lecz na stole stał duży tort i osiemnaście czerwonych świeczek, a obok zapałki. Wzięła je, zapaliła jedną, a za nią drugą, tak, aby całe osiemnaście świeczek było zapalone. Powoli usiadła. Chciałabym, aby to się nigdy nie zdarzyło, pomyślała i zdmuchnęła świeczki.

*****************
Ranek

    
Dziewczyna wstała i udała się do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i z powrotem poszła do swojej sypialni. Nie wierzyła, że dzisiaj już opuszcza to miejsce.
     Nie poczuła nic dziwnego, jakby nic się nie zmieniło. Jednak, gdy spojrzała na wyświetlacz telefonu momentalnie zamarła. 7,25 1 września 2011 rok...







Witam!
Tak długo po wstępie, jest wreszcie prolog. Jak sądzę zawiodłam wszystkich, a przede wszystkim samą siebie, ale tym razem się nie poddam. Ten blog będzie miał jakieś 20-30 rozdziałów, może mniej a może więcej, ale to zależy od ich długości. Postaram się żeby były trochę dłuższe niż prolog, jednak jestem z niego dumna, bo jeszcze nigdy nie napisałam czegoś tak długiego. Rozdziały będą co... miesiąc? Raczej tak, bo jeszcze mamy szkołę, a u mnie ferie dopiero za miesiąc... Tak czy siak, raczej wątpię, żeby były częściej, prędzej będą rzadziej, ale trzeba myśleć pozytywnie. Do zobaczenia przy rozdziale numer jeden!
Buziaczki :****









sobota, 21 grudnia 2013

Znowu koniec, badziewna ja przeprasza

No cześć.
Znowu ja.
Znowu koniec.
Koniec bloga.
Przepraszam , ja naprawdę tego nie chcę, ale nie mam innego wyboru. Powinnam już dodać dwa rozdziały, a nie dodałam żadnego. Przykro mi. Wiem, tego bloga zamykałam już tak wiele razy, że nawet do tylu nie doliczę. W dodatku klawiatura mi się popsuła, za każdą prawie literą pojawia się cyfra i uwierzcie mi, z kilka dobrych minut zajmie mi usuwanie tych literek. Myszka też szwankuje, bo bateria słaba. Wiem, powody błahe, ale strasznie mi utrudniają pracę, ale obiecuję, po nowym roku dodam coś, na pewno. A więc, teraz mi nie zostaje za wiele do powiedzenia.Teraz: ZAWIESZAM BLOGA DO 10 STYCZNIA.
To już chyba wszystko co chciałam napisać.
Życzę ciepłych i wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku.
Paa :)

sobota, 12 października 2013

Wstęp

Na pewno każdy z was, w swoim życiu wypowiedział te słowa "Gdybym mógł cofnąć czas..."
Za pewne, każdy z was chciał, lub chcę naprawić błędy z przeszłości, odzyskać rodziców, przyjaciół, naprawić to, co sprzed laty zepsuł.
Ale gdybyście na prawdę znaleźli się w przeszłości, cofnęli kilka lat wstecz, czy dalibyście radę zapobiec złu?
Czy bylibyście w stanie uniknąć kłótni, naprawić relacje, uratować kogoś przed złym wyborem, i zmienić całą przeszłość, jednocześnie również przyszłość?
Każdy kto wypowiada to zdanie jest szczęśliwy, jednak głęboko w sercu chowa urazę, do kogoś, czasem do samego siebie. Mówi "Gdybym wtedy na nią nie nakrzyczał..." To co? Może teraz by żyła? Czasem niektórych wydarzeń nie możemy zmienić.
Wiadomo, każdy, któremu zmarła bliska mu osoba, chciał by teraz mieć ją przy sobie. Ale nie można wpływać na to co się zdarzyło. Nie w tak dużym stopniu.
Przecież jesteście wszyscy szczęśliwi, a jeśli taka właśnie osoba, ta której nie widzieliście od lat, ta która tragicznie zmarła, stanęłaby przed wami i wróciła, co byście zrobili? Odpowiedź jest prosta. Rzucilibyście się jej w ramiona, ucałowali, cieszyli, że ona tu jest, że udało wam się ją ocalić. A osoba, która jeszcze niedawno była przy was w tym trudnym okresie, pocieszała, wspierała, pozwalała wypłakać się, ona... Ona odeszła. Masz tą świadomość, że wciąż żyje, ale nie wiesz gdzie. Nie myślisz o niej, cieszysz się chwilą, ale gdy wieczorem siadasz w swoim fotelu wspominasz tą osobę. I zdajesz sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłeś. Bo podczas gdy inni mówili, że jest dobrze, że nie możesz żyć przeszłością, ona milczała. Nie, to nie było tak, że nie wiedziała co powiedzieć, ona po prostu dawała Ci czas. Oswajałeś się powoli z tym co się stało, a dzięki niej mogłeś normalnie żyć. Śmiać się, rozmawiać, i co najważniejsze, na nowo zacząć kochać. To dzięki tej osobie przestałeś płakać i zacząłeś na nowo cieszyć się życiem.
Jest pewna osoba, której udało się zmienić przeszłość, jednak przyszłość została nienaruszona. W dodatku naprawiła wszystko to, co zepsuła. I dziś można śmiało powiedzieć, że marzenia jednak się spełniają. Tylko musisz mocno tego chcieć. I wszystko będzie dobrze.



I jest taki wstęp.
Początek ma się do całości nijak, ale kilka ostatni zdań, od ostatniego akapitu, jest o opowiadaniu. W sumie to całość jest takim wprowadzeniem, i również małą podpowiedzią.
Dobra, zakładka "Bohaterowie" jest w naprawie, być może pojawi się nawet dziś. Tak samo, z innymi, a będzie ich kilka.  
No okey, ja kończę, widzimy się przy prologu :)
Buziaki :***

czwartek, 10 października 2013

Cześć

Cześć!
Jestem Wiktoria, ale nazywajcie mnie Sasi :)
Na tym blogu będą opowiadania, dokładnie nie powiem wam o czym, ale tego dowiecie się czytając go.
Wszystkiego dowiecie się za chwilę ;-)
Buziaki :***