Stefy Jones - nastolatka, która dziś kończy osiemnaście lat. Jest tym faktem bardzo podekscytowana, szczególnie, że dnia kolejnego, dokładnie 3 października rozpoczyna się jej 4 miesięczna trasa koncertowa, kończąca się 5 stycznia. Odpowiedź na pytanie czy się cieszy jest raczej oczywista. W 50 %. Stefy będzie musiała opuścić rodzinę i przyjaciół na tak długi czas. To nie to samo co zwykła trasa po kraju, te trwają nie więcej jak miesiąc, a i tak bliscy zwykle mogą jechać razem z nią. A to aż cztery miesiące. Dla panny Jones nie do wyobrażenia jest spędzić Święta bez bliskich jej osób, samej. Jej menadżerka - Jackie, jest dla niej jak druga ciocia, albo i matka, ale jednak nie zastąpi jej rodziny. Przynajmniej towarzystwo Jackie jest jakimś plusem w tym wyjeździe. Jednym z nielicznych. I muzyka. Kolejny plus. Jak dużo ich jest? O tym wie chyba tylko jedna osoba. I to ona ma największe wahania.
*****************
Brązowooka podniosła się leniwie z łóżka i opornym ruchem ręki wyłączyła, nastawiony na godzinę ósmą budzik. Ubrała kapcie w panterkę i podeszła do szafy, z której wyjęła białą bluzkę bez rękawów, krótkie dżinsowe spodenki, sandałki,
kilka dodatków i poszła z tym do łazienki. Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic, przekręciła gałkę, a z prysznica wyleciała zimna woda, stając się coraz cieplejszą. Gdy oswoiła się już z temperaturą wody, sięgnęła po kokosowy żel pod prysznic i zaczęła się nim myć. Cały czas myślała o dniu dzisiejszym. Chciała by trwał w nieskończoność, nigdy się nie kończył, a po nim nie nastała ta trasa. Nie może z niej zrezygnować. Żadna zewnętrzna siła jej nie każe, ale ona sama ustawiła sobie cel i taką właśnie barierę, które nie chce i w jej domniemaniu, nie może przekroczyć. Zawieść miliony ludzi jej kaprysami? To nie w stylu Stefy. Nikt by tak nie postąpił, w każdym razie nie żaden porządny człowiek. Bo ona nie jest jakąś tam wielką gwiazdą. Nie traktuje siebie tak, i nie chce, aby inni to robili. Jest zwykłą nastolatką. Żadna trasa nie ma znaczenia, kiedy na jej drodze stają fani, rodzina i przyjaciele. To jest jej cały świat. Prawdą jest, że gdyby nie sława, fanów by nie było, ale teraz są i to jest powód do radości.
Gdy woda przestała się lać, dziewczyna wyszła z pod prysznica i zaczęła się wycierać białym ręcznikiem, o zapachu jaśminu. Dziewczyna uwielbiała jaśminem, ponieważ kojarzył jej się z dzieciństwem, kiedy jej rodzice mieli luźną pracę.
Włosy związała w kucyk, ubrała się we wcześniej przygotowane ubrania i wyszła z łazienki. Powoli zeszła po schodach do kuchni, gdzie na blacie leżała karteczka. Dziewczyna wzięła ją i odczytała szeptem
"Cześć Stefy. Przepraszam, ale nie dam rady rano wpaść. Mam za to niespodziankę. Jeśli chcesz wiedzieć jaką, przyjdź pod starą chatę o 15. Vera" Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym zgniotła kartkę i wyrzuciła ją do kosza. Veronica Harvey to jej przyjaciółka, podobnie jak Ashley, ale ona nie mogła przyjść. Powody nie są do końca znane czerwonowłosej, ale nie chciała się czepiać i dopytywać, a Veronica obiecała, że przyjdzie do niej o dziesiątej. Może to trochę za wcześnie, dlatego nie przyjdzie?
Dziewczyna spojrzała na zegarek, który wisiał nas lodówką i wskazywał godzinę 8.45. Podeszła do lodówki i wyjęła z niej mleko, po czym nalała je do miski i dosypała płatki czekoladowe. Zaczęła jeść, jednocześnie czytając jakieś bzdury w internecie. Oczywiście nie obyło się bez plotek na jej temat. Jedni twierdzili, że jest w ciąży, drudzy, że ukrywa chłopaka, ale to wszystko, to były zwykłe kłamstwa. Czyli jak to plotki. Stefy nie ma chłopaka, i na razie nie planuje mieć, a tym bardziej mieć dziecko. Ognistowłosa wstała z kanapy i odniosła miskę do zlewu. Następnie wyjęła z górnej szafki sok i włożyła go do torby. Na stoliczku znalazła słuchawki, więc założyła je na uszy i podłączyła do telefonu. Wyszła z domu, zamykając drzwi i za kluczowując je, po czym skierowała się w stronę parku. Chciała się przejść i pozwiedzać okolicę, w końcu już jutro wyjeżdża...
-Old, but I'm not that old Young, but I'm not that bold And I don't think the world is sold I'm just doing what we're told (Counting Stars) - nuciła piosenkę, której właśnie słuchała, gdy nagle na kogoś wpadła. Szybko zdjęła słuchawki.
-Przepraszam! - krzyknęła, i podniosła głowę. Gdy zobaczyła z kim się zderzyła, uśmiechnęła się lekko - Nie zauważyłam Cię - powiedziała wpatrując się w osobę.
-Nic nie szkodzi, Stefanii - powiedział, jak się okazało, jej dawny znajomy.
-Proszę, mów mi Stefy - poprosiła, i włożyła telefon, wraz ze słuchawkami do torby.
-Jasne - zapewnił, i podał dziewczynie rękę - Chodź, zabiorę Cię gdzieś.
Dziewczyna nie protestowała, tylko chwyciła rękę chłopaka, i podążyła za nim. Tak dawno go nie widziała, tak strasznie za nim tęskniła. Podczas gdy spotykała się z pozostałymi znajomymi, z nim nie zamieniła ani słówka. Nie było go. Wyjechał. Strasznie ją to zabolało, ale nie mogła tego pokazać, nie mogła go szukać, bo nie miała na to czasu. A bardzo chciała z nim porozmawiać.
Po chwili znaleźli się na plaży. Tak, Stefy mieszkała bardzo blisko plaży.
Usiedli na piasku, blisko morza i wpatrywali się w tafle wody. Nie wiedzieli co powiedzieć. Oboje nie mogli zdzierżyć tej ciszy, ale nie potrafili znaleźć odpowiednich słów, jakimi zaczęliby rozmowę.
-Tęskniłam - odezwała się nagle dziewczyna. Chłopak odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał w jej oczy.
-Ja też - odpowiedział i spuścił wzrok na piasek.
-Dlaczego wyjechałeś? - zapytała - Nie odezwałeś się ani razu, nie dałeś znaku życia. Zniknąłeś bez pożegnania - wymieniała, ale chłopak przerwał jej.
-Nie mogłem znieść twojej wyprowadzki. Odizolowanie się od świata nie było dobrym pomysłem, ale chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji. A tu wszystko mi Ciebie przypominało - wyjaśnił.
-Więc czemu wróciłeś? - nie rozumiała zachowania przyjaciela. Chciał zapomnieć, a wrócił.
-Słyszałem, że wyjeżdżasz. Chciałem się pożegnać - powiedział - Przepraszam - znów spojrzał jej w oczy.
Dziewczyna wstała i zaczęła podążać brzegiem plaży. Chłopak uczynił to samo.
-Mogłeś zadzwonić - stwierdziła, wiedząc, że chłopak idzie obok niej.
-Nie mogłem - Stefy zatrzymała się i obróciła do towarzysza.
-Mogłeś. Może nie chciałeś i robiłeś to dla Siebie, ale przez Ciebie cierpiałam, nie mogąc Cię usłyszeć. Ze świadomością, że to moja wina - samotna łza spłynęła po jej policzku. Szatyn szybko ją otarł, ale dziewczyna złapała jego rękę.
-Przecież to nie twoja wina, i dobrze o tym wiesz - odezwał się.
-Jasne - odrzekła i poszła dalej. To samo uczynił chłopak. I szli razem w milczeniu, aż do domu dziewczyny.
-Cześć - powiedziała i chciała już zamknąć drzwi, ale on zatrzymał je ręką.
-Wciąż winisz Siebie? - zadał pytanie, z raczej oczywistą odpowiedzią, przynajmniej dla dziewczyny, który jeszcze niedawno się za to obwiniała. Za to, że on wyjechał. Lecz teraz nic nie powiedziała, przecież chłopak dobrze wiedział, jaka jest odpowiedź. Stefy cicho załkała - Nie płacz - powiedział, tuląc ją do Siebie. Osiemnastolatka wtuliła się w jego tors, ale z jej oczu przestały się lać łzy. Odsunęła się od chłopaka i zrobiła mu przejście w drzwiach.
-Wejdź - zaprosiła go gestem ręki do domu. Chciał odmówić, ale dobrze wiedział, że dziewczyna nie znosi sprzeciwu, więc wszedł i usiadł na kanapie, na którą zaprosiła go dziewczyna. Na stoliku zauważył gazetę, więc wziął ją do ręki i zaczął czytać.
-Jesteś w ciąży? - spytał rozbawiony tym, co napisali w gazecie.
-Co?! - krzyknęła, wychodząc z kuchni, ale gdy zauważyła gazetę, od razu się uspokoiła - Nie czytaj tych głupstw - powiedziała, zabierając niebieskookiemu pismo z ręki i odłożyła je na stoliczek - To kłamstwa.
Usiadła obok niego na kanapie, i włączyła telewizor.
-
Już jutro wielka trasa koncertowa Stefy Jones! 100 koncertów, 17 krajów, i jedna, niezwykle utalentowana nastolatka. Odwiedzi między innymi Wielką Brytanię, Włochy, Hiszpanię, kraje skandynawskie, oraz... - Stefania wyłączyła telewizor.
-Czemu wyłączyłaś?
-Nie mam ochoty o tym słuchać. Jeszcze bardziej się stresuję - wyjaśniła i poszła do kuchni, gdzie wzięła jabłko i ugryzła kawałek.
-Ty się stresujesz? - zadrwił - Szczerze, ile już dałaś koncertów?
-Ale to nie to samo. To jest moja pierwsza trasa koncertowa - powiedziała podekscytowana, rzucając swojemu przyjacielowi butelkę z wodą.
-Rozumiem - powiedział, gładząc ją delikatnie po plecach - Będę tęsknić.
-Ja też - oparła głowę na jego ramieniu - To taki długi czas...- westchnęła.
-Patrz na plusy - powiedział.
-A jakieś są? - spytała z lekkim rozbawieniem i pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać, że plusów nie ma.
-Kochasz muzykę, tak? A tam będziesz z nią prawie pół roku. Bez bliskich, fakt, ale po co są telefony. Wiem, że to nie to samo. Ale chyba lepsze niż nic - powiedział, na co na ustach dziewczyny zagościł szczery uśmiech.
Chłopak dobrze wiedział, jak bardzo Stefy kochała muzykę. Nie trudno było się tego domyślić. Na dyskotekach była zawsze obecna, czasem nawet sama śpiewała coś, jak na karaoke, na które zresztą też zdarzało jej się chodzić. Gdy usypiała swoją młodszą kuzynkę, która czasem u niej przebywała, nuciła jej, nie tylko kołysanki.
Nastolatka złapała chłopaka za rękę i weszła z nim do dużej garderoby.
-Teraz pomożesz mi wybrać strój na wieczór - zaczęła, ale wiedziała, że chłopak nie wie o co chodzi, więc zaczęła mu tłumaczyć - Wieczorem, o szóstej przychodzi do mnie kilka osób, czyli przyjaciele, będzie rodzina, kilka współpracowników, i organizatorzy trasy. Mamy obgadać kilka szczegółów, i przy okazji świętować moje urodziny, a do tego potrzebny mi jest odpowiedni strój. Więc... Co proponujesz? - spytała.
-Nie wiem, może sukienkę? - zaproponował - Nie wiem, nie znam się na tym - Stefy westchnęła i przewróciła oczami.
-Dobra, mamy do wyboru sukienkę, tak jak mówisz, mogę założyć bluzkę i spódniczkę, długie spodnie, ale elegancką bluzkę, krótkie spodenki i... - nie dokończyła ponieważ chłopak przerwał jej.
-I bluzkę, tak wiem. Według mnie opcje są takie same, ale skoro chcesz mieć jakiś tam odpowiedni strój, to powiedzmy, że Ci doradzę, ale tak na prawdę nic nie zrobię, bo się na tym nie znam, a i tak nie dałabyś mi dojść do słowa, więc mój monolog jest bezcelowy, bo ty i tak nic nie zrozumiesz, więc ja już się zamykam - skończył i usiadł na fotelu.
-Pff... Nieprawda - zaprzeczyła - No może, ale tylko troszeczkę - powiedziała i rzuciła w bruneta czerwoną sukienką.
-O, ta jest ładna - powiedział uśmiechnięty.
-Wcale nie.
-Mówiłem - pokazał dziewczynie język i podszedł do szafy - Posłuchaj - powiedział
stojąc blisko, i mówiąc do jej ucha, tak, że Stefy, aż podskoczyła - Sorki. Posłuchaj, jeśli masz wybrać odpowiedni strój, to radzę coś wygodnego.
-Niby tak - zaczęła grzebać w szafie i po 15 minutach dobrała idealny strój - Już - pokazała chłopakowi zestaw ubrań.
-I strój gotowy - uśmiechnął się, co dziewczyna odwzajemniła. Spojrzeli na zegar wiszący koło lustra, który wskazywał 10,18.
-Dobra, na 15 jestem umówiona z Verą, i ty ze mną pójdziesz. Później muszę wrócić, przebrać się i umalować. Zajmie mi to z godzinkę, więc w domu muszę być najpóźniej o piątej. Nawet nie warto było protestować, gościu nie miał szans. Stefy lubiła być władcza, ale właśnie to w niej lubił najbardziej. Nie była jak inne dziewczyny: słaba, siedząca cicho. Ona była inna. I to właśnie czyniło ją niepowtarzalną. Bo była sobą. A
ja, to najlepsza postać w jaką możemy się wcielić.
******************
14,30 - Dom Stefani
Jeszcze tylko ostatnie poprawki, i można wychodzić, pomyślała Stefy i ostatni raz poprawiła swoje włosy. Dziś będzie miała ubrane trzy różne stroje. Jeden rano, teraz drugi, a trzeci na przyjęcie. Nawet podczas koncertów tyle się nie przebierała. Żeby być pięknym, trzeba pocierpieć, mawiała jej starsza siostra. Kiedyś nie miały dobrych relacji, nie przedstawiały obrazu szczęśliwego rodzeństwa. Można powiedzieć, że poniekąd jej zazdrościła. Była starsza, mogła więcej, od rodziców zawsze dostawała więcej miłości. A ona? Czuła się niepotrzebna. Tylko przyjaciele ją wspierali, jednak ona nigdy nikomu nie powiedziała co tak naprawdę myśli. Rodzice nie wiedzieli, do dziś nie wiedzą, a siostra... Wyjechała, i dopiero teraz dziewczyna żałuje, że wtedy zżerała ją taka zazdrość, że przegapiła ten moment, w którym już na zawsze straciła bliską jej osobę.
Pustka, żal, strach. Uśmiechasz się sztucznie czekając na najgorsze.
15,00
Nareszcie. Po tylu miesiącach możesz usiąść na jeden moment, i nie przejmować się tym, co ma się stać. Liczy się tu i teraz.
-Niespodzianka! - rozległ się krzyk i koło pewnej dziewczyny zebrało się kilka osób.
-Najlepszego - powiedziała szatynka i przytuliła przyjaciółkę.
-Ale ja nie mam urodzin - zaśmiała się.
-Nieszkodzi.
Tak wiele dla niej znaczą, ale nie może nic zrobić by zatrzymać ich przy sobie. Może nawet żałuje, że jest tym, kim jest. Że nie jest jak zwykła dziewczyna. Głupia sława, pomyślała. Znaczy mniej, niż rodzina i przyjaciele. Szkoda, że świat nie może tego dostrzec. Oczekuje tylko więcej, i więcej. Zapominając o tym, co najważniejsze.
Przez chwilę jej świat stał się szary, i ponury, jakby wszystkie kolory zmyły się z idealnego obrazka. Ale on nigdy nie był idealny. Tylko na pozór, jak okładka książki. Może być kolorowa, lecz historia w środku - zupełnie inna. Mogłaby spróbować zrzucić się z mostu. I wiecie co by było? Przyjaciele by się martwili. A fani? Oburzyliby się, że daje dzieciom zły przykład. Gdyby dwa lata temu to zrobiła, nikt by nie wiedział, nikt by się nie przejął. Rodzina i przyjaciele - jedyne osoby dla których coś wtedy znaczyła. Czasem chciałaby się cofnąć w czasie, i nie być teraz tutaj. Chodzić teraz do szkoły. Żyć normalnie.
Zamykasz się w sobie, liczysz, że ktoś ci pomoże, ale się mylisz. Smutek jest jak choroba. Nikt nie chce ci pomóc, bo myśli, że może się zarazić.
Szli w ciszy przez brzeg morza. Spotkanie już dawno się skończyło, oni zostali sami. Stone i Ryan byli kiedyś... przyjaciółmi? Może nie do końca. Ale czasem mogli porozmawiać. Tylko czasem. Kiedy on miał takiego przyjaciela jakim był David Collins, żadna dziewczyna nie mogła być zwykłą znajomą. To od razu była jego dziewczyna, bo przecież przyjaźń damsko-męska nie istnieje, prawda? Może i prawda... Ona nigdy się nie przekona. Jej już nie będzie...
Usiedli na piasku. Teraz przyszedł czas na rozmowę, poważną rozmowę. Ich pierwszą i ostatnią.
-Czy kiedy wrócę... - urwała na moment - Czy my będziemy tacy sami?
-Nic nie będzie takie same...
Przecież nic nie jest idealne. Przecież nie zawsze jesteś szczęśliwa. Ale przybierz taką maskę, może w końcu się odczepią.
Znów, kolejna zmiana stroju. Wszyscy już na dole, a Stefania jeszcze nie gotowa. Powoli, nie zwracając najmniejszej uwagi na gości ubrała na siebie
wybrany wcześniej strój i zeszła na dół. Ostatnia godzina, godzina wolności. Byli wszyscy, oprócz tych na których naprawdę jej zależało.
-No nareszcie - powiedział jej ojciec, gdy weszła do salonu - Jeszcze kilka minut, a by poszli - pokazał ręką na ludzi, którzy mieli wypromować jej trasę, na co dziewczyna przewróciła oczami. Jak bardzo nie lubiła tej presji, tego, że musi być idealna, na czyjeś potrzeby. Bez słowa usiadła na kanapie i zaczęła przysłuchiwać się promotorom.
Od kilku minut przestała już słuchać i zaczęła przeglądać gazetkę. Jak tu nudno!, krzyknęła w myślach. Po niecałej godzinie spotkanie skończyło się, a brązowooka odetchnęła z ulgą. Myślała, że najgorsze już za nią, jednak bardzo się wtedy myliła.
Nie wstydź się płakać. Wstydzić powinnaś się tylko wtedy, gdy ten płacz powstrzymujesz. Nie udawaj, że jesteś twarda. I tak ci nie uwierzę.
Biegła i płakała. Chciała wszystko zmienić, chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. I ta wina. Faktycznie, twierdził, że to jej wina, że to ona wszystko zepsuła. Przekonał ją do tego, i teraz i ona w to uwierzyła. 2 październik 2012 rok. To miał być magiczny dzień, a wyszła wielka klapa. Cofnąć się o kilka lat, i zmienić całe życie, przemknęło jej przez głowę. Gdyby mogła, na pewno by teraz nie płakała. Teraz by nie biegła. A biegła, by znaleźć szczęście i zgubić pech.
Dwie godziny później wreszcie wróciła do domu. Nikogo nie było, lecz na stole stał duży tort i osiemnaście czerwonych świeczek, a obok zapałki. Wzięła je, zapaliła jedną, a za nią drugą, tak, aby całe osiemnaście świeczek było zapalone. Powoli usiadła. Chciałabym, aby to się nigdy nie zdarzyło, pomyślała i zdmuchnęła świeczki.
*****************
Ranek
Dziewczyna wstała i udała się do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i z powrotem poszła do swojej sypialni. Nie wierzyła, że dzisiaj już opuszcza to miejsce.
Nie poczuła nic dziwnego, jakby nic się nie zmieniło. Jednak, gdy spojrzała na wyświetlacz telefonu momentalnie zamarła. 7,25 1 września 2011 rok...
Witam!
Tak długo po wstępie, jest wreszcie prolog. Jak sądzę zawiodłam wszystkich, a przede wszystkim samą siebie, ale tym razem się nie poddam. Ten blog będzie miał jakieś 20-30 rozdziałów, może mniej a może więcej, ale to zależy od ich długości. Postaram się żeby były trochę dłuższe niż prolog, jednak jestem z niego dumna, bo jeszcze nigdy nie napisałam czegoś tak długiego. Rozdziały będą co... miesiąc? Raczej tak, bo jeszcze mamy szkołę, a u mnie ferie dopiero za miesiąc... Tak czy siak, raczej wątpię, żeby były częściej, prędzej będą rzadziej, ale trzeba myśleć pozytywnie. Do zobaczenia przy rozdziale numer jeden!
Buziaczki :****